POKÓJ DUSZY

 

ŚW. PIOTR Z ALKANTARY

 

z angielskiego na język polski przełożył

 

O. BERNARD ŁUBIEŃSKI

 

ze Zgromadzenia

OO. Redemptorystów w Mościskach

 

––––––––

 

ROZDZIAŁ XI

 

Bóg zsyła takie pokusy dla naszego dobra

 

Wszyscyśmy z natury pyszni, ambitni, przywiązani upornie do naszego zdania i swego widzimisię; wszyscy się mamy za coś większego niż w istocie jesteśmy. To nasze samolubstwo tak dalece przeszkadza naszemu duchownemu postępowi, że to zaraźliwe tchnienie miłości własnej, gdy choć z daleka doleci, odbiera wszelką nadzieję doskonałości. Dlatego to Bóg w dobroci Swojej nieskończonej stawia nas umyślnie w takich warunkach, abyśmy tego strasznego niebezpieczeństwa uniknęli i przemocą prawie przywodzi nas do jasnego poznania własnej nędzy. Tak postąpił Pan Jezus ze św. Piotrem, dopuszczając, żeby się Książę Apostołów Swego Mistrza Boskiego zaprzał, a tym sposobem siebie lepiej poznał, a poznawszy się własnym siłom nadal nie ufał. I na drugiego wielkiego Apostoła, na św. Pawła, dopuszczał Pan Bóg tak straszne pokusy cielesne dlatego, aby nędzę swoją przyrodzoną poznawszy, tym głębiej się upokarzał i (jak to sam uznaje) nie wynosił się z wielkości objawień i z łask nadzwyczajnych otrzymanych.

 

Dobroć Boża ze względu na naszą nędzę i na przewrotne skłonności nasze dopuszcza, aby i na nas uderzały najwstrętniejsze i najniedorzeczniejsze pokusy, które nas mają lepiej ugruntować w pokorze i w uznaniu własnej nicości naszej.

 

W tym się właśnie okazuje mądrość i dobroć Boga, kiedy to, co się najzgubniejszym wydaje, obraca się na pożytek nasz duchowny, bo nas utwierdza w pokorze, tej najpotrzebniejszej cnocie.

 

Zwykle tak się to dzieje: kogo napastują szkaradne myśli, albo oziębłość w modlitwie, albo pewna jałowość duchowna i oschłość, ten wszystko to przypisuje swojej strasznej niedoskonałości i dochodzi do przekonania, że dusza, która tak jest zagmatwana, tak Bogu ozięble służy, w takim ustawicznym rozprężeniu ducha zostaje, sama ze siebie nic nie może; owszem jej się zdaje, że podobne myśli, jakich ona doznaje, mogą tylko powstać w głowie najnędzniejszej istoty, wyrzutka społeczeństwa! I on, co miał siebie za coś wielkiego, teraz pod działaniem tego lekarstwa z nieba zesłanego, uważa się za najnędzniejsze pod słońcem stworzenie, niegodne imienia chrześcijanina. A nie byłby nigdy doszedł do tak głębokiej pokory, gdyby nie te straszne pokusy, utrapienia i uciski wewnętrzne. O! cóż to za łaska cudowna, której Bóg udziela duszom, o których wie, że takiej kuracji potrzebują.

 

Pokusy i oschłości wiele innych jeszcze korzyści przynoszą duszy. Kto pracuje wśród takich ucisków, ten jakby z konieczności musi się do Pana Boga uciekać i starać się o nabycie cnót, jako o jedyne lekarstwo na tę straszną chorobę.

 

A kto raz przez to męczeństwo przeszedł, ten się odtąd pilnie wystrzega wszelkich okazyj do grzechu i wszelkich pozornych nawet niedoskonałości.

 

Ciężka więc owa próba, która ci się zrazu tak groźną i niebezpieczną wydała, stała ci się owszem bodźcem do postępu na drodze Bożej, do pilniejszego wystrzegania się tego, co się Bogu nie podoba.

 

Wreszcie te uciski i znoje duszy są dla niej jakby miłosnym czyśćcem. Kto cierpliwie je znieść potrafi, tego nie mała czeka nagroda w niebie i gotowa korona w chwale wiekuistej.

 

Wyłożyłem ci to tak obszernie, abyś dobrze zrozumiał, że nie masz się trapić, ani trwożyć, gdy cię Bóg pokusami doświadcza i że one nie powinny cię pozbawiać pokoju wewnętrznego. Osoby w tych rzeczach niedoświadczone kładą na karb szatana i własnych grzechów to, co je wprost z ręki Bożej spotyka i dowód największy Jego miłości biorą za dowód niełaski, a najcenniejsze Jego pieszczoty i dary za opuszczenie i zapomnienie. Trwają dobrowolnie w tym usposobieniu, wmawiając w siebie, że wszystko to co kiedy uczyniły, straconym jest i bezowocnym; że już zguby wiekuistej ujść nie zdołają. W istocie jednak nie ma nic straconego, bo wypływa wszystko z najwyższej względem nas dobroci Bożej.

 

Gdyby te dusze chciały temu wierzyć, to by nie tylko nie traciły pokoju wewnętrznego i pogody umysłu wśród ucisków, utrapień i trudności na modlitwie, lub wśród innych pobożnych ćwiczeń, ale przeciwnie upokorzywszy się w duchu przed Bogiem, z wytrwałą odwagą odnawiałyby ciągle postanowienie pełnienia woli Bożej, w taki sposób i w takich warunkach, jak się Panu Bogu podoba. A wtedy, jak ci, którzy przyjmują wszystko, co ich spotyka, jakby z miłościwej ręki najlepszego Ojca, nigdy pokoju duszy nie traciliby; i zamiast czuć w sercu żal lub gorycz, w każdej chwili składaliby Bogu gorące i serdeczne za wszystko dzięki. Trwając zaś w tym ćwiczeniu, doszliby do tego, że bez utraty czasu i bez utraty wewnętrznego pokoju, wszystko im z największą przyjdzie łatwością.

 

–––––––––––

 

 

Pokój duszy, przez św. Piotra z Alkantary. Z angielskiego na język polski przełożył O. Bernard Łubieński ze Zgromadzenia OO. Redemptorystów w Mościskach. Kraków. NAKŁADEM OO. REFORMATÓW. DRUKARNIA EUG. I Dr. KAZ. KOZIAŃSKICH. 1909, ss. 36-40.

 
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMXI, Kraków 2011

Powrót do spisu treści dzieła
św. Piotra z Alkantary
pt.

Pokój duszy

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: